Nie bez poczucia zawodowej dumy stwierdzam, że pierwsze okazałe i wedle naukowych
wymagań przygotowane wydanie „Trzy po trzy” (rok 1917, Gebethner i Wolff) opatrzone
było moją przedmową. Gdy obecnie „Książka i Wiedza” przystępuje do wznowienia tej
luksusowej edycji, zaprojektowała powtórzyć na czele książki i ten mój szkic sprzed
czterdziestu lat. Przeczytałem go, no i przyszedłem do przekonania, że nie ma innej rady, jak
tylko zakasać rękawy i napisać rzecz nową. O czterdzieści lat poszły czasy naprzód, a wraz z
tym zmieniły się i moje wyobrażenia o tym, jak powinna była brzmieć przedmowa do
pamiętników Fredry. Przekonania moje o „Trzy po trzy” i o ich autorze pozostały we mnie od
tamtego czasu nie zmienione, w poruszonych wówczas tematach nie było nic, co bym teraz –
z tych czy owych względów – musiał przeinaczać, ale nie dogadza mi dziś pisarz, który
ówczesną przedmowę pisał. Poza tym przez czterdzieści lat rozrosła się pięknie fredrologia, a
wraz z nią przybyła i garść uwag o „Trzy po trzy”. Z niejednego z tych sądów należy
skorzystać, z. niejednym podysputować
|